Sentymentalna podróż w czasie
Gdy miałem 14 lat zacząłem ćwiczyć karate, najpierw kyokushinkai, potem shotokan, a w końcu tsunami. Próbowałem też kung fu i judo. Przez kilka lat jako junior młodszy ćwiczyłem zapasy, styl klasyczny na Legii. Wtedy uważałem, że dzień bez treningu był dniem zmarnowanym.
Z tamtych czasów zachowało się niewiele zdjęć, jedno poniżej, w ataku tobi-yoko-geri (ja z prawej) z sensei Wiewiórowskim.
Minęło ponad 20 lat i koledzy którzy ciągle trenują karate zaprosili mnie na sesję. To była prawdziwa podróż sentymentalna w czasie, jak widać poniżej trochę formy pozostało. Na obu zdjęciach jest to samo karate-gi (kimono dla niewtajemniczonych), w którym teraz mój syn ćwiczy karate.