Po nartach na Słowacji
Po dwudziestu latach ponownie pojechałem na narty na Słowacji, do Donovaly, z rodziną i znajomymi. W międzyczasie jeździłem do Włoch, Francji i Austrii. Sporo się zmieniło w ciągu tych dwudziestu lat. Ceny jak w Warszawie, jedzenie różne, są bardzo dobre dania (grillowane żeberka lub golonka) ale też jakieś paskudne kluski z roztopionym serem, dwa razy trafiłem dobrego pstrąga a raz był lekko waniający mułem. Trasy jak kiedyś, czyli średnio przygotowany jeden lub dwa stoki z powolnym krzesełkiem. Ale za to świetne warunki do mieszkania, apartamenty w Tatran-ie były bardzo tanie, bardzo duże i świetnie wyposażone, 50 metrów od wyciągu, za to bez Wi-Fi, które było po sąsiedzku jak się kupiło piwo . No właśnie, piwo, Złoty bażant!!!
Byliśmy na zakupach w Bańskiej Bystrzycy, kupić młodszej córce lalkę w tradycyjnym słowackim stroju do kolekcji lalek ze świata ( ma już chyba 50). Piękna starówka, kościół z XIVwieku, ale na środku placu stoi wielki pomnik z wielką złotą gwiazdą z podziękowaniami dla Armii Czerwonej, pisane cyrylicą. Ciekawe, bo w większości miast Europy Środkowo-Wschodniej takie pomniki zostały zniszczone lub przeniesione w mniej eksponowane miejsca.
W sumie i tak najważniejsza jest kompanija, więc wyjazd się udał. Ciekawe jak będzie za kolejne dwadzieścia lat.