Jak prostytutka, rolnik, rzeźnik i hotelarz wspólnie próbują wyjaśnić kryzys strefy euro
W czwartek ukaże się mój artykuł w Dzienniku Gazecie Prawnej pt. Jak prostytutka, rolnik, rzeźnik i hotelarz wspólnie próbują wyjaśnić kryzys strefy euro. Tytuł nawiązuje do dowcipu opowiadanego od mniej więcej roku, ale w tym dowcipie jest sporo poważnej ekonomii. W tekście pokazuję, jak wykorzystać tę historię do opisania kryzysu w strefie euro i obecnej polityki antykryzysowej EBC. Poniżej fragment:
“Do przeżywającego kłopoty jedynego hotelu w wiosce na pięknej greckiej wyspie przyjeżdża niespodziewanie niemiecki turysta i pyta czy są wolne pokoje. Hotelarz kiwa głową, bo prawie wszystkie są puste. Niemiec prosi o klucz, żeby zobaczyć pokój, czy mu odpowiada i jako kaucję zostawia na kontuarze 100 euro. Dostaje klucze do kilku pokoi i idzie na górę je obejrzeć. W tym czasie hotelarz bierze stówę i pędzi do rzeźnika żeby zapłacić część rachunków. Rzeźnik bierze te samą stówę i idzie do rolnika żeby mu zapłacić za świnię, którą wziął na kredyt w zeszłym tygodniu. Rolnik z tą samą stówą idzie do jedynej lokalnej prostytutki, żeby jej zapłacić za dwie ostatnie wizyty. Prostytutka z tym samym banknotem idzie do hotelu i płaci hotelarzowi 100 euro za dwie noce z klientami w hotelu. Po chwili Niemiec wraca, mówi że niestety pokoje mu się nie podobają, zabiera swoje 100 euro (ten sam banknot, tylko trochę bardziej pomięty) i wychodzi.
Jak już skończyliśmy się śmiać to zaczęliśmy się zastanawiać jak to możliwe, że nikt nic nie wyprodukował, nie pojawiła się żadna nowa usługa, a cała wioska pospłacała swoje długi i może z większym optymizmem spojrzeć w przyszłość. “
W sobotę ukaże się mój tekst w Rzeczpospolitej, w dodatku Plus/Minus, pod tytułem “Magistra na urzędzie cienko przędzie”. W tekście wykorzystuję niedawno opublikowany szczegółowy raport GUS o wynagrodzeniach w polskiej gospodarce i pokazuję, że w publicznym szkolnictwie wyższym mamy do czynienia w wielomiliardową inwestycją o ujemnej społecznej i ekonomicznej stopie zwrotu. Poniżej fragment:
“Ale oba raporty GUS, kryją jeszcze wiele pasjonujących informacji o polskim społeczeństwie, które natychmiast rodzą nowe pytania. Na przykład w 2004 roku magister zarabiał o 54 procent więcej niż średnia pensja w kraju, mężczyzna o 77 procent, więcej a kobieta o 43 procent. W 2010 roku ta różnica już stopniała do odpowiednio do 40, 58 i 33 procent. Czyli ciągle tytuł magistra pozwala zarabiać więcej niż średnia, ale ta premia za wykształcenie znika, co widać szczególnie silnie w sektorze publicznym. Najniższa jest premia za wykształcenie dla kobiet w sektorze publicznym, wynosi 16 procent, wobec 26 procent 2004 roku. Najwyższa jest premia za wykształcenie dla mężczyzn w sektorze prywatnym i wynosi 97 procent, wobec 126 procent w 2004 roku.
Dla ekonomisty te dane są wstrząsające. Wykształcenie magistra kosztuje bardzo drogo, szczególnie na tzw. „darmowych studiach” na uczelniach publicznych, gdzie za wszystko słono płaci podatnik. Zatem skoro społeczeństwo ponosi tak duże koszty wykształcenia młodego człowieka, należałoby oczekiwać że zwrot z tej inwestycji pojawi się w postaci wysokiego wkładu absolwenta w tworzenia PKB. W sektorze publicznym miarą tego wkładu jest pensja pracownika, która dla magistra jest niewiele wyższa niż dla osoby z niższym wykształceniem. Mamy zatem przykład olbrzymiej, wielomiliardowej inwestycji społeczeństwa w wykształcenie magisterskie młodego pokolenia, która daje ujemną stopę zwrotu.”