Ballada o szczycie
Gdy szczyt goni za szczytem
I marsowo ściśnięte zwieracze
Obciążeni mandatem i mitem
Zasiedli do stołu, pokerowi gracze
Stawka większa niż śmierć
Cel jeden, zdążyć przed świtem
Uchwalić choć pół, choć ćwierć
Nim rynki popadną w panikę
Jak w sznapsie śliwka samotna
Pożyczy, czy nie pożyczy
Czy Unii porażka sromotna
Czy świnie z Południa zakwiczą
Godzina prawdy nadchodzi
Czy banki się w zombie przemienią
Czy niebo się wypogodzi
Czy giełdy zapłoną czerwienią
Już puszki się dalej nie kopnie
Już czasu się więcej nie kupi
Tu trzeba działać roztropnie
Bo rynków się nie ogłupi
Więc siadły euromatoły
Do ostatniego rozdania
I piszą swe protokoły
I tworzą nowe bajania
Eurogeddon nadchodzi
Polegnie w nim Europa
Pomimo euro powodzi
Historia wymierzy wam kopa
24 godziny spędzone w Indiach natchnęły mnie duchowo do popełnienia tego krótkiego utworu na cześć liderów strefy euro. Na razie zapowiedzi ustaleń wskazują, że szczyt unijny zakończy się po raz kolejny wielkim sukcesem, fundusz bailoutowy dostanie mandat do kupowania obligacji krajów PIGS, a rządy wyłożą 120 mld euro na wygenerowanie wzrostu na południu Europy. To może wystarczy na jeden dzień spokoju, a potem wszyscy zrozumieją, że znowu nie rozwiązano żądnego problemu. Właśnie zostały drastycznie obniżone prognozy wzrostu dla Włoch, i żadne programy finansowane przez EBI tego nie zmienią.
Na łamach Forbes’s nazwano mnie Rybini (taka gra słów od Rybiński i Roubini). Ale tu nie chodzi jak się kogo nazwie, tylko o to, że euromatoły zafundowały nam Eurogeddon.