Kurzajka, kryzys i Polska radarowa
W piątek ukaże się mój felieton w Dzienniku Gazecie Prawnej, który na przykładzie kurzajki, która zrobiła mi się na stopie wyjaśnia mechanizmy kryzysu w strefie euro. Poniżej fragment:
„W tym momencie historia mojej kurzajki różni się od kryzysu w Europie. Ja zrozumiałem, że moja domowa terapia prowadzi do pogorszenia sytuacji stopy i poszedłem do specjalisty, który skalpelem i kwasem pokonał kurzajkę. Bolało jak piorun, ale mam to już za sobą. Stopa jest zdrowa, zdatna do użytku i nie zaraża innych stóp wirusem kurzajki. Natomiast decydenci w strefie euro postanowili, że zamiast operacji usunięcia kurzajki – Grecji – ze strefy euro, co wiąże się z silnym bólem przez jakiś czas, będą dalej stosowali domowe metody, czyli przycinanie cążkami w postaci oszczędności i podwyżek podatków. Ale ponieważ kurzajka boli coraz bardziej, podają też środki odurzające w postaci druku pieniądza, żeby nie czuć bólu podczas przycinania cążkami. W międzyczasie kryzysowa kurzajka rozsiała się po całej strefie euro, którą teraz czeka kuracja za pomocą skalpela i kwasu, bardzo bolesna, długotrwała, i prawdopodobnie w kilku miejscach. Alternatywą jest amputacja stopy, czyli rozpad strefy euro, ale chyba tylko psychicznie chory pacjent zgodziłby się amputować całą stopę, żeby pozbyć się kurzajek. Normalny człowiek w końcu zaaplikuje sobie terapię skalpelem i kwasem, i po kilku tygodniach bólu, być może bardzo silnego, stopa znowu będzie jak nowa.”
W sobotę w dodatku Plus/Minus w Rzeczpospolitej ukaże się mój felieton pt. Polska radarowa, inspirowany moim przejazdem samochodem przez powiat człuchowski. Poniżej fragment:
„Jak samochód wjeżdża na teren powiatu, to trzeba go potraktować jako potencjalnego klienta, który nie powinien opuścić powiatu bez zostawienia tam swoich pieniędzy. Trzeba wprowadzić system motywacyjny dla urzędników, w którym premia roczna zależy od procentu kierowców przejeżdżających przez powiat którzy zapłacili mandat. Jak zapłaci 100%, to premia wynosi milion złotych na urzędnika. Na wjeździe do miejscowości powinna stać kamera, która rozpozna numer rejestracyjny, taka jak na wjeździe na parkingi strzeżone na niektórych lotniskach. System komputerowy powinien dopasować do tego numeru rejestracyjnego numer telefonu komórkowego kierowcy i automatycznie wykonać telefon gdy samochód będzie strefie rażenia radaru. Jak kierowca nie ma bluetootha i odbierze, to będzie mandat za rozmowę przez telefon. Jeżeli trik się nie uda i produkt – wlepienie mandatu – nie zostanie sprzedany to trzeba natychmiast uruchomić kolejne działania, zanim kierowca wyjedzie z powiatu. Można ustawić znaki ograniczenia prędkości które dynamicznie zmieniają wyświetlaną liczbę, i wyświetlić liczbę o 10 km mniejszą niż dokonany pomiar prędkości, na 5 metrów przed samochodem. Radar zrobi fotkę i mandat wlepiony, produkt sprzedany.”