Wampiry i fokaczja w Słupsku
Mój miesięczny urlop akademika nad polskim morzem powoli dobiega końca. Ponieważ dzisiaj było zimno i wiało, wybraliśmy się do Słupska na film o tym jak prezydent Lincoln zabijał wampiry w 3D. Zabijał siekierą ze srebra. Po filmie mój 14 letni syn, który właśnie skończył czytać Proces Kafki i zaczął Boską Dantego, spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, którym inteligentni ludzie patrzą na kiepskich. Już dawno zrozumiałem, że to nieprawda, że jabłko pada niedaleko od jabłoni, w pokoleniu XD/Y, pierwszym pokoleniu w historii Polski dzieci wożonych do szkoły jabłko w ogóle nie pada, ono zawisa powietrzu, ciesząc się ulotną chwilą bezwładności.
Wytrzymałem spojrzenie i stwierdziłem że po uczcie dla duszy czas na ucztę dla żołądka i poszliśmy do restauracji włoskiej obok kina. Wkrótce przekonaliśmy się że warto było przyjechać do Słupska. Zamówiłem fokaczję i dostałem coś co jest na zdjęciu powyżej. Całkiem dobre, ale to nie fokaczja. Pomidor nadziewany serem, był pocięty w plasterki i przekładany serem, lazania była serową paciają, w minestrone pływały dwie pajdy chleba, tylko makaron frutti di mare przypominał oryginał, co nieco. Na moje pytanie dlaczego przyniesiono mi coś takiego jak na zdjęciu powyżej zamiast fokaczji, usłyszałem, że to jest lokalna specjalność. specjalność. Fokaczja po słupku.
W ten sposób poszerzyłem swoje horyzonty o fokaczję po słupsku. Córka z obrzydzeniem zostawiła serowa paciaję, syn wylizał talerz po frutti di mare, dziadek zmęczył minestrone na pajdach chleba, ja wsunąłem fokaczję i pomidora w plastrach. Rachunek był odpowiedni do jakości. Pani kelnerka została pouczona o różnicy między fokaczją standardową i słupską nie odwzajemniła naszej uprzejmości (darmowej edukacji) uśmiechem.
Po obiedzie poszliśmy na zakupy, bo pobyt mamy bez wyżywienia. Przyzwyczajony do tłoku w warszawskiej Arkadii byłem zdziwiony pustkowiem w słupskim Jantarze. W większości sklepów nie było ani jednego klienta. Czy to normalne, i klienci są tylko w weekend, czy to zapowiedź kryzysu, nie wiem. Sprawdzimy ponownie w środę, jak wrócimy do Słupska na film z Arnoldem Szwarcem i Rokim Rambo. Syn znowu spojrzy na mnie z politowaniem. Ale ja wiem że na tym polega postęp. Profesor Ryba, ekonomista, syn ekspedientki, syn technika elektryka, który jako nastolatek zabijał Niemców w Powstaniu Warszawskim, prawnuk polskiej szlachty wileńskiej, ma dzieci które intelektem przeganiają go o epokę. Życzę tego wszystkim rodzicom.