Dekada zadłużania
Czy dług publiczny Polski jest mały czy duży? W minionych latach pojawiło się na ten temat wiele sprzecznych informacji w obiegu publicznym. Poniżej przedstawiam wykres z zestawieniem, które powinno wyjaśnić te wątpliwości:
Na tym wykresie widać wyraźnie, że w 2002 roku Polska była mało zadłużonym krajem, ponieważ nasz dług publiczny było niższy niż w krajach rozwijających się i znacznie niższy niż w krajach rozwiniętych. Minęła dekada. W krajach rozwijających się dług publiczny średnio spadł oprawie 20 punktów procentowych w relacji do PKB, w a tym czasie w Polsce wzrósł o 15 punktów procentowych (cały ten wzrost dokonał się w minionych 5 latach) i jest znacznie wyższy niż przeciętnie w krajach rozwijających się. W tym samym czasie dług publiczny w krajach rozwiniętych wzrósł jeszcze bardziej i przekroczył 120 procent PKB.
Jaki z tego można wyciągnąć wniosek? Minister Sami Wiecie Który epatuje nas porównaniami z krajami rozwiniętymi i przekonuje, że Polska jest mało zadłużona. Ale Polska nie jest krajem rozwiniętym, według poziomu PKB na mieszkańca poprawne jest porównanie z krajami rozwijającymi się. W tym porównaniu jesteśmy krajem bardzo zadłużonym, co więcej kierunek zmian jest zły, podczas gdy inne kraje zmniejszają zadłużenie my je zwiększamy, a w najbliższych latach dług publiczny znacznie przekroczy 60 procent PKB, jeżeli jeszcze w tym roku nie dojdzie do potężnych cięć wydatków podczas rewizji budżetu, która dokona się w okolicach czerwca. A to jest mało prawdopodobne, bo już pojawiły się zapowiedzi pierwszych masowych strajków.
Wyznawcy ministra Sami Wiecie Którego zaraz wyjadą z argumentem że część długu wynika z funkcjonowania II filara emerytalnego. Ale to kiepski argument, ponieważ w grupie krajów rozwijających się mamy najgorszą demografię (taką jak kraj rozwinięty, to jest jedyna rzecz w której przypominamy kraje rozwinięte). Czyli dług ukryty (ten wobec przyszłych seniorów wynikający z kosztów wypłaty emerytur i leczenia) rośnie w Polsce najszybciej wśród krajów rozwijających się i w 2060 roku przekroczy 300 procent PKB.
W artykule w Financial Times jest napisane, że gdy dojdzie do końca polityki QE*, to rynki wschodzące mogą doświadczyć efektu masowego odpływu kapitału. Wtedy inwestorzy popatrzą na fundamenty i zobaczą, że Polska jest kraje o wysokim i szybko rosnącym długu publicznym i dla Polski to uderzenie może być szczególnie dotkliwe.
To dlaczego teraz oprocentowanie obligacji jest tak niskie. To wynika z mojego poprzedniego wpisu. Banki centralne krajów rozwijających się (które mają największe rezerwy) i inni inwestorzy sprzedali śmieciowe obligacje krajów PIGS i część z tych środków trafiła na nasz rynek obligacji, podnosząc ich ceny i obniżając oprocentowanie (które zmienia się odwrotnie do ceny).
Ale nadchodzi szereg wydarzeń w Polsce, które potrząsną zagranicznymi: rewizja budżetu, polski klif fiskalny na horyzoncie, recesja lub stagnacja która doprowadzi do szybkiego wzrostu długu publicznego albo usunięcia z konstytucji zapisu o limicie 60 procent długu publicznego, strajki. Debata o euro, która w tych warunkach jest absurdalna nie przykryje tego wszystkiego, inwestorzy zagraniczni nie dadzą się nabrać na plotki, że Polska może wejść do ERM2 w 2013 lub 2014 roku. Tym bardziej, że ponad 60 procent Polaków tego nie chce. A gdy nastąpi odpływ gorącego kapitału, którego nagromadziło się w Polsce bardzo dużo, to wtedy oprocentowanie obligacji silnie wzrośnie. I Polska będzie postrzegana jak Hiszpania lub Portugalia (i słusznie bo jesteśmy kolejnym krajem, który wpadł w pułapkę kohezyjną łatwych unijnych pieniędzy), a nie jak Niemcy czy Szwecja. Czyli recesja będzie prowadziła do silnego wzrostu oprocentowania obligacji, a nie spadku.
To będzie bardzo trudny rok dla Polski. I kolejne dwa też.