Polska i Francja, dwóch chorych ludzi Europy
Już dawno nie mieliśmy takich sprzecznych sygnałów ze wskaźników PMI jak w styczniu. Mamy solidne ożywienie w przemyśle w USA, spójne z tempem wzrostu produkcji na poziomie 1,5 procent kwartalnie. To ożywienie wynika ze wzrostu popytu krajowego i optymizmu po odłożeniu w czasie sprawy klifu fiskalnego. Mamy małą poprawę w Chinach, i cały czas pogorszenie w Europie, chociaż skala pogorszenia spada. Czyli poszczególne regiony świata nam się rozjechały.
Ale jeszcze ciekawiej jest w strefie euro. Wolniejsze tempo pogorszenia koniunktury w styczniu niż było grudniu wynika z tego, że poprawia się w Niemczech (PMI powyżej 50), ale jednocześnie pogarsza się szybciej niż poprzednio we Francji, i tak jak poprzednio w pozostałych krajach. Ilustruje to poniższy wykres, pokazujący wskaźniki PMI dla poziomu produkcji.
Natomiast mamy jednoznaczne sygnały jeśli chodzi o zatrudnienie. Tempo redukcji zatrudnienia przyspieszyło we wszystkich krajach strefy euro. We Francji i na w krajach PIGS to zrozumiałe, bo tam jest recesja. Ale jak wyjaśnić, że Niemcy sygnalizują pewną poprawę koniunktury i jednocześnie zwiększają skalę zwolnień, widać na wykresie poniżej:
Jaka hipoteza wydaje się prawdopodobna? Rośnie popyt w USA, pompowany drukiem pieniądza i wielkim deficytem budżetowym, a ponieważ Niemcy są nastawieni na eksport, to na tym zyskują, i rośnie produkcja w Niemczech. Ale przedsiębiorcy wiedzą, że ten impuls ma krótkie nogi, bo Fed będzie ograniczał skalę druku pieniądza (zapowiedziane), a w maju nastąpi dalsze zacieśnienie (przyszłej) polityki fiskalnej, bo Republikanie coś uzyskają od Demokratów (cięcia wydatków) w zamian za kolejne podniesienie limitu długu. Więc firmy dalej tną zatrudnienie. Natomiast przyspieszenie zwolnień w pozostałych krajach, w tym zapewne we Włoszech i Hiszpanii pokazuje, że skala kryzysu w tych krajach się pogłębia.
Najbardziej martwi sytuacja we Francji, gdzie spada produkcja i aktywność w usługach, a łączny wskaźnik jest spójny z recesją n poziomie minus jeden w skali kwartału! Francja zaczyna cierpieć z powodu braku konkurencyjności, również dlatego, że na skutek cięć kosztów Hiszpania i Włochy są teraz bardziej konkurencyjne. Ale tam też spada, bo eksport trochę odbija, ale dalej spada popyt krajowy. Poniższy wykres pokazuje, że Francja staje się chorym człowiekiem Europy.
Drugim chorym człowiekiem Europy staje się Polska, gdzie po potężnych spadkach produkcji w grudniu, mamy także spadek sprzedaży detalicznej, zapowiadany na tym blogu na podstawie wstępnych danych. Według metodologii Eurostatu realna sprzedaż detaliczna w grudniu prawdopodobnie spadła o około 5 procent lub nawet głębiej w skali roku. Sprzedaż hurtowa spadła w grudniu o ponad 10 procent w porównaniu z grudniem 2012 roku (przy mniejszej liczbie dni roboczych).
Mamy również wskaźniki koniunktury, które zmieniają się różnokierunkowo, ale wszędzie jest silnie ujemna koniunktura. Mniej negatywna w dużych firmach przemysłowych, ale bardziej negatywna w małych. Tragicznie jest w budownictwie, ale mamy niestety potwierdzenie, że zaczyna się tragedia w sprzedaży detalicznej, co ilustruje wykres poniżej. Firmy informują też, że w handlu detalicznym szykują się duże zwolnienia pracowników.
Na koniec możemy jeszcze spojrzeć na wskaźnik wyprzedzający koniunktury konsumenckiej, który nadal jest jest na bardzo niskim, pesymistycznym poziomie, widać że narasta paniczny strach przed bezrobociem, który sięga na skali tam, gdzie byliśmy w mrocznych dla rynku pracy latach 2001-2002.
Powiem krótko. To już nie pachnie. To śmierdzi recesją.