Transylwania – Cyganie i kościoły warowne
Po wyjeździe z Maramuresz (krainy drewnianych kościółków) znowu jesteśmy w Transylwanii. Kilka dni temu byliśmy w Bran, gdzie według legendy miał mieszkać okrutny hrabia Dracula. Zamek nie robi wrażenia, podobnie badziewie z nadrukowanym Drakulą, którego pełno na straganach pod zamkiem. Potem był Brasov z pięknym rynkiem i czarnym kościołem. Ale teraz jesteśmy po zachodniej stronie Transylwanii gdzie królują warowne kościoły. Zaczęliśmy od Mediasz, ale to pomyłka, rynek wielki, ale niezbyt ładny. Warto tam zajechać tylko z jednego powodu, w sklepikach i cukierni w bocznych uliczkach maja płaski sernik, coś unikalnego w kształcie (wygląda jak pizza) i w smaku (bardzo dobry). Z tego powodu polecam miłośnikom sernika Mediasz. Wydobywali tu też marmur do produkcji pałacu dla Sami Wiecie Kogo (rumuńskiego, nie naszego).
Ale potem już same perełki.
Do tej pory przejechaliśmy pół Rumunii i nie widzieliśmy cyganów. Już chciałem naoisać, że to kłamstwo, że w Rumunii są Cyganie. Ale są dopiero tutaj, całe wioski, domki pomalowane na niebiesko. Mieszkają w kilkusetletnich miasteczkach, o przepięknych rynkach, koło których są warowne kościoły. Koniecznie trzeba zobaczyć Biertan i Viscri. Po prostu bajka. W Viscri po zwiedzeniu kościoła trzeba koniecznie iść do jedynej kawiarni, która mieści się w domu u Cyganów. Ciorbę dla gości gotują w garnku wiszącym na kiju nad ogniem, serwują ciasto domowe (cytrynowe), kawę i herbatę. Najkrótsze menu jakie widziałem. Ciasto pycha, ciorby (czyli zupy) żeśmy nie zaryzykowali. Dla potrzebujących regularny wychodek a potem można umyć ręce w wodzie bieżącej, która bieży z bańki zawieszonej na drzewie. Na marginesie, czy przypadkiem rumuńskie ciorba i nasze siorbać nie mają jakichś wspólnych korzeni.
W Viscri chodziliśmy po potwornie biednym miasteczku. Bida aż piszczy. Nagle otworzyły się drzwi od jednego z domków, i w środku ukazały się dwa merole klasy S, wyglądały na nówki. Potem patrzyliśmy przez szpary w innych drzwiach i widzieliśmy Skodę Superb, kilka SUV-ów. Może ktoś wyjaśni ten paradoks, jak to możliwe, że w potwornie biednej wiosce, gdzie pasą owce, jeżdżą furmanki ciągnięte przez zaniedbane konie, na podwórkach stoją SUV-y i merole. I to dwa na jednym podwórku. Kilka hipotez roboczych: (1) to był król Cyganów; (2) samochód wyznacza status i na to idą wszystkie pieniądze; (3) ktoś bogaty, ale czemu mieszka w takim biednym miejscu; (4) kradzione …
Mieszkamy w Sighisoarze. Perełka. Koniecznie trzeba zobaczyć. Ładne uliczki, piękny rynek, wieża z figurkami, i dom w którym mieszkał Vlad Dracula przez cztery lata, w latach 1431-1435. Pyszne jedzenie, zamówiliśmy półmisek na dwie osoby za 50 lei, kilka grillowanych mięs, warzywa, bardzo dobre. Do tego Ursus, czyli lokalne piwo które nazywa się tak jak nasz dawny producent traktorów.
Po drodze mijaliśmy Cyganki, które uprawiają najstarszy zawód świata, właśnie zatrzymywał się TIR. Gdyby dawać ratingi, jak emisjom obligacji, to te które stoją w Polsce dostałyby kategorię junk, a niektóre nawet default, a Cyganki miałyby wysoki rating inwestycyjny.
Jeszcze jedna obserwacja. Domki w rumuńskich wsiach stoją bokiem do drogi (krótkim bokiem) i są bardziej podłużne niż w Polsce. Regiony są bardzo zróżnicowane architektonicznie i kulturowo. W Viscri starsza bileterka mówiła do nas po niemiecku, pozostałość cesarstwa. Ale należy unikać restauracji gdzie menu jest tylko po rumuńsku i niemiecku. Nam się trak raz trafiło po drodze, piękny pensjonat, czekaliśmy na jedzenie godzinę i było potwornie tłuste, tak jak lubią Szwaby. Ja zamówiłem specjalność zakładu, golonkę, ale nie umywa się do naszych golonek.
Jeszcze dzisiaj pożegnalna kolacja na rynku w Sighisoarze, to u nich Wielka Sobota, bo prawosławni. Jutro kierunek Bukareszt i lot do Warszawy. Na liczniku pożyczonego Chevroleta Aveo przejechane 2500 kilometrów. Warto było. Rumunia bardzo mi się podobała. I nie widziałem tu żadnych naszych Lemingów, tylko sami rodacy, którzy odróżniają dobre wakacje, od wczasów pobytowych w pięciogwiazdkowym hotelu w Egipcie czy na Majorce.
Teraz nam chodzi po głowie Tanzania i Zanzibar, jak ktoś był niech podrzuci jakieś wskazówki. Ale najpierw muszę znowu polecieć służbowo do Doha, w Katarze. Myślę o rozwoju nowych modeli finansowych, bo obecny system, oparty na rezerwie cząstkowej runie w ciągu kilku lat. Mam tak kilka spotkań, może coś z tego wyniknie.