O walce z falami, innowacyjności i kształceniu przedsiębiorców
Wczoraj byliśmy na południu Lefkady, w Vassiliki. To bardzo ciekawe miejsce, bo generalnie prawie nie ma wiatru, na morzu prawie pusto, aż nagle około 15.30 zaczyna wiać piątka+ i znienacka pojawiają się setki surferów. Ja jestem żeglarzem, więc pożyczyłem od Brytoli, którzy tam rządzą, Lasera za 25 euro za godzinę, i w morze. Było naprawdę ostro, jak Laser chodził w ślizgu to było słychać świst, cały czas trzeba było wisieć tyłkiem za burtą, dobrze że regularnie robię brzuszki. Skoki na falach powodują że hektolitry mocno słonej wody zalewają oczy, szczypie, ale można się przyzwyczaić. Zabawa o wiele lepsza niż na jeziorze. Tylko szot grota zrobiony ze sztywnej piątki, talia z jednym przełożeniem, więc po godzinie drętwieją palce. Na szczęście mam ręce jak prawdziwy facet – jak mówił mój trener zapasów na Legii – czyli pełne odcisków od sztangi. Ale bardziej delikatnym osobom polecam rękawiczki, bo na tak silnym wietrze mogą mieć problemy z utrzymaniem cienkiego szota.
W Rzeczpospolitej ukazał się mój tekst o innowacyjności. A w tekście w Dzienniku Gazecie Prawnej pokazuję, że szkoły kształcą przyszłych pracowników, a powinny przedsiębiorców.