Po co Polsce okręty podwodne za 7,5 mld złotych
Dzisiaj dowiedziałem się, że Polska planuje wydać 7,5 mld złotych z naszych podatków na okręty podwodne, które mamy zamówić u Niemców lub Francuzów. Nie znam się na obronności, ale ponieważ czytam dużo książek z różnych dziedzin od razu nasunęły mi się pewne pytania:
- jakie jest prawdopodobieństwo, że atak na Polskę nastąpi drogą lądową, powietrzną i morską. Czy przypadkiem 7,5 mld złotych nie lepiej wydać na takie formy obrony kraju, którym powstrzymają ewentualny atak najbardziej prawdopodobną drogą;
- jakie funkcje będą pełniły te okręty w XXI wieku, poza funkcją drogich zabawek;
- od czasu kupna pociągu Pendolino nie ma żadnych wątpliwości, że niektórzy ludzie w Polsce działają na szkodę naszego kraju, ponieważ jak się ma dwie krajowe firmy produkujące świetne pociągi to zamówienia rządowe należy wykorzystywać do rozbudowy ich potencjału, tam żeby z kilka lat mógłby same eksportować swoje produkty podobnej lub lepszej jakości niż Pendolino;
- czy podobnie nie jest w przypadku kupna łodzi podwodnych od Niemców lub Francuzów. Czy jest jakiś polski producent który robi łodzie podwodne? A może inwestować w taki uzbrojenie, którego technologie mogą rozwijać polskie firmy, i dzięki temu ożywi się umierającą innowacyjność w Polsce. I dodatkowo kody do urządzeń będą nasze, a nie jak w przypadku dronów w Gruzji, obce państwo może nagle unieszkodliwić całe uzbrojenie;
- mamy doświadczenia z budowy korwety Gawron własnymi siłami, sam kadłub kosztował chyba 600 mln złotych, podczas gdy kupno gotowej pływającej i strzelającej kosztowało 500 mln (według relacji znajomego, nieżyjącego już generała). Może zamiast kupować nowe drogie zabawki warto się zastanowić, jak zainwestować w polski kompleks naukowo-wojskowo-przemysłowy, który stałby się bardziej efektywny;
- czy polityka patriotyzmu gospodarczego, stosowana brutalnie przez rozwinięte kraje UE nie powinna obowiązywać również przy decyzjach dotyczących uzbrojenia polskiej armii;
- no chyba, że boimy się ponownego Potopu szwedzkiego, wtedy faktycznie warto inwestować w łodzie podwodne. Ale wydaje mi się, że w naszej doktrynie obronnej (wierzę że takowa istnieje, chociaż w tym obecnym bałaganie w wojsku wszystko jest możliwe, nawet brak kluczowych dokumentów) ryzyko szwedzkiej inwazji morskiej nie jest poważnie brane pod uwagę.
Może ktoś profesjonalnie zajmujący się wojskowością udzieli odpowiedzi na te kilka pytań.