Komuna powraca
Jednym z efektów ubocznych członkostwa w Unii Europejskiej jest coraz silniejsze odurzenie oparami eurosocjalizmu. Zaczynamy wdrażać rozwiązania znane z okresu słusznie minionego. O co chodzi. Otóż w Rzeczpospolitej przeczytałem, że Związek Banków Polskich pracuje z BGK (czyli ramieniem finansowym ministra finansów) nad następującym rozwiązaniem. Jeżeli ktoś wziął za duży kredyt na mieszkanie i teraz nie może go spłacić, to BGK wykupi mieszkanie a jego dotychczasowy kredytowy właściciel dalej tam będzie mieszkał, ale już jako najemca.
Innymi słowy, państwo zacznie przejmować aktywa prywatne, czyli będzie nacjonalizacja. Ale o ile w przypadku nacjonalizacji w której zabiera się ludziom majątek, nie ma odszkodowania, teraz banki dostaną pieniądze od BGK. Zastanówmy się kto na tym straci, a kto zyska. Jest kilka możliwości. Jeżeli wartość mieszkania jest znacznie poniżej wartości kredytu, to BGK dostanie aktywo warte mniej niż kwota która spłacili, zatem różnica powinna zostać zaksięgowana jako strata podatników i zysk bankierów. A co gdy mieszkanie będzie warte więcej niż kredyt do spłacenia? Wtedy ingerencja państwa jest jeszcze bardziej absurdalna, bo jeżeli ktoś żyje w mieszkaniu/domu na które go nie stać, to powinien je sprzedać, spłacić kredyt i wynająć/kupić mniejsze.
Te przykłady pokazują, że ukrytym celem tej operacji jest przeniesienie strat banków na podatnika, co nas zresztą nie powinno dziwić, nad propozycją pracuje Związek Banków Polskich, organizacja lobbingowa banków, a niestety nie ma Związku Podatników Polskich, czyli silnej organizacji lobbingowej, które pilnowałaby, żeby grupy interesów nie łupiły obywateli. Wiem też dlaczego ruszył ten proces, jeżeli w 2015 roku władzę weźmie PiS, co jest możliwe, mimo że od expose premierki (przez analogię: pozer-pozerka, premier-premierka) Kopacz zapach kiełbasy wyborczej wywołuje nieustanny ślinotok u wyborców, to wówczas w Warszawie będzie Budapeszt, czyli banki będą musiały same zapłacić za namawianie ludzi na kredyty frankowe. A jak się zdąży przed wyborami, to zapłacą podatnicy.
Na koniec głębsza refleksja. Dlaczego ograniczyć ten pomysł do mieszkań. Niech BGK spłaci także nasze kredyty samochodowe, za telewizory, a nawet chwilówki. My zostaniemy tylko użytkownikami tych przedmiotów. A skąd BGK weźmie na to pieniądze? No właśnie. Nie ma nic za darmo. Na koniec zapłacimy za to sami w postaci wyższych podatków, nawet jeżeli przejściowo będzie to oznaczało wzrost długu.