Ekonomia absurdu
Mija siódmy rok polityki zerowych stóp procentowych w największych gospodarkach świata. W tym czasie udało się uniknąć głębokiego kryzysu kosztem wielu patologii, wymieńmy niektóre:
-
narastanie nierównowag i baniek spekulacyjnych na prawie wszystkich rynkach aktywów (nieruchomości, akcji, obligacji, instrumentów pochodnych)
-
niszczenie klasy średniej i wynikający z tego wzrost radykalnych nastrojów (skrajna prawica i skrajna lewica)
-
promowanie zachowań niemoralnych (promocja ryzykownego kredytu na spekulacje i odbieranie ludziom oszczędności za pomocą ujemnych realnych stóp procentowych)
-
wzrost zadłużenia na skalę bez precedensu w historii ludzkości
-
niszczenie rynku przez coraz większą interwencję instytucji państwa w gospodarkę rynkową
-
uzależnienie banków centralnych od wąskiej klasy rządzącej (banksterów i polityków siedzących w kieszeniach u banksterów)
-
zaburzenie naturalnych mechanizmów oczyszczania rynku z nierównowag (zaburzenie cyklów koniunktury)
Mimo tych oczywistych patologii pojawiają się częste głosy, że tę politykę trzeba nie tylko kontynuować, ale także zintensyfikować. To oznacza jeszcze bardziej ujemne stopy procentowe, jeszcze więcej druku pieniądza i, w konsekwencji, jeszcze większe patologie w przyszłości.
Niestety, praw ekonomii nie da się oszukać. Powrót do stabilnej globalnej równowagi nastąpi dopiero wtedy, gdy znacząco spadnie relacja kredytu do dochodu narodowego w większości krajów świata. A to może się dokonać w zasadzie tylko w warunkach recesji, lub inflacji. Ponieważ starania banków centralnych zmierzające do wywołania inflacji przez druk pieniądza spełzły na niczym, pozostaje tylko mechanizm recesji.
Recesja jest bolesna, politycznie niepopularna i z pewnością będzie odkładana w czasie tak długo jak się tylko da. Ale im dłużej zaburzamy mechanizmy rynku, im dłużej rośnie relacja kredytu do dochodu narodowego, tym bardziej bolesna, dłuższa i głębsza będzie globalna recesja, która nadejdzie.